wtorek, 14 kwietnia 2015

Harry 

     Siedziałam przy stole nerwowo tupiąc nogami. Łokcie oparłam o blat, a na dłoniach wspierałam głowę. Świadomość tego co przed chwilą zrobiłam stanowczo wykraczała poza granicę moich możliwości. Nigdy nie przypuszczałabym, że jestem zdolna posunąć się do czegoś takiego. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym wyrzucić kogoś z domu. A zwłaszcza osobę, która jak do tej pory sądziłam była najbliższa mojemu sercu. Przecież ja od zawsze byłam bardzo spokojna. Czasem, aż za bardzo. Zawsze dokładna, w szkole pilna. Wszystko wcześniej planowałam i dopinałam na ostatni guzik. Często znajomi powtarzali mi, żebym trochę się rozerwała, wyluzowała... Dziwili się jak szalony, młody piosenkarz, który jest królem flirtu, kocha nocne kluby i alkohol może spotykać się z kimś takim jak ja. Nie mogli uwierzyć, kiedy dowiedzieli się, że ze sobą zamieszkamy. Mówili, że pod tym kryje się coś niedobrego, ale ja im nie wierzyłam. Po prostu zakochałam się w tym nastolatku i byliśmy razem szczęśliwi. Właśnie... Byliśmy... Bo to przed chwilą Harry'ego wyrzuciłam z naszego wspólnego mieszkania. Po tym jak we wszystkich brytyjskich gazetach ukazał się artykuł o ostatnich podbojach Styles'a stwierdziłam, że to definitywny koniec. Gdy tylko wrócił po próbie naskoczyłam na niego z plikiem kolorowych pisemek w dłoni. Nie miałam najmniejszego zamiaru słuchać jego bezsensownych tłumaczeń. Podałam mu spakowaną wcześniej walizkę i rozkazałam wynoszenie się stąd. Wiedząc, że nic więcej nie zdziała po prostu to zrobił. Zanim jednak wyszedł wręczył mi białą kopertę zaadresowaną do mnie. Teraz siedząc samotnie przy stole zastanawiałam się czy mam ją otworzyć. Nie chciałam tego robić, lecz ciekawość wzięła górę. Kilka razy obróciłam ją w palcach, a potem jednym szybkim ruchem rozerwałam. Wyciągnęłam z niej jeden, papierowy świstek. Bilet lotniczy do Paryża. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Tym bardziej, że był tam tylko jeden bilet. Jeszcze kilka dni temu bez zastanowienia poleciałabym tam z Harry'm. Ale przecież nie mógł wiedzieć, że tak brutalnie go potraktuję. Z resztą... Czego mógł się spodziewać po tym jak przespał się z jakąś pustą modelką. Sądziłam, że plotki o Harry'm jako niestałym w uczuciach podrywaczu to plotki. Niestety bardzo się pomyliłam. Po chwili moje myśli powróciły do przedmiotu, jaki otrzymałam od mojego byłego chłopaka. Szybko podjęłam decyzję. Wstałam i schowałam kopertę z całą jej zawartością do szafki wiszącej na ścianie. Nie miałam najmniejszego zamiaru przejmować się biletem, a tym bardziej z niego korzystać. Jeszcze raz spojrzałam. Data odlotu równo za tydzień. Potrząsnęłam głową, by odtrącić od siebie tą myśl. Nie chcę od niego zupełnie niczego. A w szczególności jakiegoś głupiego wyjazdu. I to do Paryża... Och! Jak tam musi być romantycznie...
-Dosyć [T.I]! Dosyć!- krzyknęłam sama do siebie próbując pozbyć się myśli, które wciąż wracały do Harry'ego Styles'a. 
Pobiegłam na górę, by jak najszybciej znaleźć się w swojej sypialni. Wskoczyłam pod kołdrę, a z szuflady wyciągnęłam album ze zdjęciami. Były to prawie cztery lata spędzone z Hazzą. Zdjęcia ze wszystkich wspólnych wycieczek i spędzonych dni, oczywiście z opisami. Gdy przerzuciłam pierwszą stronę zalałam się łzami. Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie potraktował. Że po prostu mnie zdradził. Byłam pewna, że teraz kiedy ja tak za nim tęsknię, on siedzi w jakimś barze otoczony panienkami. W końcu znużona tym wszystkim zasnęłam.

***

     Byłoby cudownie iść sobie środkiem ulicy trzymając ukochanego za rękę. Wiedząc, że nic ci go nie odbierze. A wieża Eiffla musi wyglądać nieziemsko nocą. Nocą, w której towarzyszyć nam będzie rozgwieżdżone niebo i lekki, jesienny wiaterek. W czasie, kiedy będziemy liczyć się tylko my we dwoje i nasza miłość. Szeptalibyśmy sobie do ucha czułe słówka. Mówilibyśmy sobie o naszych niespełnionych marzeniach. Ta noc i wiele innych mogłyby być tymi niezapomnianymi. Mogłyby, ale nie będą. To wyobrażenie nigdy nie będzie miało szansy być zrealizowane. Od kilku dni tylko miłosne historie z Harry'm w roli głównej siedzą mi w głowi. Mimo tego, że tak bardzo chcę zapomnieć, nie mogę. Nie da się zapomnieć o kimś kogo się kocha, a ja wciąż go kocham. Boję się powiedzieć to głośno, ale... Taka jest prawda.

***

     Siedziałam na kanapie z laptopem na kolanach wpatrując się w czarne litery. To co przed chwilą przeczytałam jak echo odbijało się w mojej głowie. One Direction udzieliło wczoraj wywiadu w którym Harry wszystkiego się wypiera. Twierdzi, że nigdy nie spotkał się z dziewczyną z którą rzekomo mnie zdradzał. Ma nawet alibi. Chłopcy potwierdzają, że był wtedy z nimi. Ale to dobrzy kumple, co by się nie działo zawsze staną w jego obronie. Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na bok. Nagle pojawiły się wątpliwości. A co jeśli to rzeczywiście kłamstwo? Plotka, którą wymyśliła sobie ta dziewczyna tylko po to, aby pogrążyć mojego ukochanego? Szybko znalazłam się w kuchni. Z szafki wyciągnęłam białą kopertę. Odlot dziś wieczorem. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej skoczyłam na górę i do niedużej walizki spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Trzy godziny później byłam na lotnisku. Niedługo potem siedziałam w samolocie. Nie mogąc doczekać się startu uderzałam nerwowo paznokciami w oparcie fotela. 
-Denerwuje się pani lotem?- spytała siedząca obok mnie kobieta.
Spojrzałam na nią z niechęcią.
-Nie- burknęłam. 
Nie wiedziałam czy postępuję odpowiednio. Nigdy nie wykonywałam tak spontanicznych akcji i chyba nie wychodzi mi to na dobre. Mimo to miałam dziwne przeczucie, że to nie jest zwykła wycieczka. Drżącą ręką trzymałam uchwyt od mojej walizki i powoli szłam przed siebie. Rozglądałam się poszukując chłopaka z charakterystycznymi lokami na głowie. Dopiero teraz zdała, sobie sprawę, że na pewno rzuciłabym mu się na szyję. Tak bardzo mi go brakowało. Niestety pomimo moich oczekiwań nigdzie nie dostrzegłam Harry'ego. Załamana kucnęłam przy ścianie nie wiedząc co ze sobą zrobić. 
-Pani [T.N]?- usłyszałam męski głos.
Podniosłam głowę. Przede mną stał mężczyzna w średnim wieku ubrany w dżinsy, niebieską koszulkę i marynarkę.
-Jestem taksówkarzem wynajętym specjalnie dla pani. Moim zadaniem jest bezpiecznie odwiedź panią do hotelu- na jego lekko pomarszczonej twarzy pojawił się uśmiech.
-Dobrze- westchnęłam i podniosłam się. 
Niepewna tego co robię poszłam za nieznajomym mi mężczyzną. Ale on skądś przecież mnie zna. Jeśli stoi za tym Harry to nic złego nie mogłoby mi się stać, ale... Zdradził mnie. Po raz kolejny dzisiaj odpędziłam od siebie tą myśl. Godzinę później zatrzymaliśmy się przed hotelem.
-Ile płacę?- spytałam szukając portfela w torebce. 
-Zapłacono mi z góry- machnął ręką.- Pomóc pani z bagażem?- spytał uprzejmie.
-Nie, nie dziękuję- lekko oszołomiona wysiadłam z samochodu.
Pojazd odjechał. Chwyciłam walizkę i na nogach jak z waty weszłam do ogromnego hotelu. Od progu przywitał mnie jego pracownik ubrany w drogi garnitur.
-Jak się domyślam pani [T.I] [T.N]- powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową.- Pozwoli pani, że to wezmę- wyciągnął rękę.
Podałam mu mój bagaż.
-Proszę tędy- wskazał na windę.
Po kilku minutach stałam na korytarzu, którego ściany były jasnobeżowe.
-Pani pokój- młody mężczyzna wręczył mi karty i odszedł.
Stałam przez chwilę jak słup soli, a potem otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i zatrzasnęłam je. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na wystrój pokoju, i tak wiedziałam, że jest luksusowy. Rzuciłam się na łóżko zostawiając walizkę obok wyjścia. Popatrzyłam na biały sufit. Zaczęłam zastanawiać się co mam tu sama robić. Zanudzę się przecież na śmierć! Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka. Jak się okazało był to jeden z pracowników tego pensjonatu.
-Pani [T.N] o ile się nie mylę- na jego twarz wpłynął sympatyczny uśmiech.
Pokiwałam głową dając znak, że właśnie tak się nazywam. Czy już wszyscy mnie tutaj znali? 
-Przesyłka dla pani- zza pleców wyciągnął niewielką paczuszkę i podał mi do rąk.- Miłego dnia życzę- ukłonił się i odszedł.
W lekkim szoku powróciłam do pokoju. Nikt nie wiedział, że wyjeżdżam, a na paczce były na pewno moje dane. Otworzyłam pakunek. W środku znajdowała się płyta CD. Nic więcej. Niewiele myśląc włożyłam ją do odtwarzacza. Siadłam na łóżku i włączyłam telewizor. Na ekranie pojawiła się twarz młodej blondynki. Była to Emma. Dziewczyna z którą zdradził mnie Styles. Chciałam to wyłączyć, lecz rozległ się męski głos.
-A więc jak to naprawdę było?- domyśliłam się, że ktoś przeprowadza z nią coś na kształt filmu.
-Do gazet trafiły tylko dwa zdjęcia, oba to zwyczajny fotomontaż. Głupia zabawa, nic więcej. Nie miałam pojęcia, że to zajdzie tak daleko. Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam- mówiła to bardzo obojętnym tonem.- Ale to rodzaj żartu.
Przez myśl przeszło mi ile ktoś jej za to zapłacił, ale za chwilę pojawiły się urywki z programów informacyjnych w których prezenterzy mówią to samo. W mojej głowie nadal huczały te słowa. A więc to wszystko było kłamstwem? Głupią imitacją? Czy ja naprawdę w to uwierzyłam? Jak mogłam przez chwilę myśleć, że Harry zrobił mi coś takiego? W tamtym momencie chciałam tylko jednego. Zobaczyć Hazzę u rzucić mu się na szyję. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że jego tutaj nie ma. Jestem w Paryżu całkiem sama. Do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili ciurkiem spływały po moich policzkach. Byłam przewrażliwiona. To wszystko mnie przerosło. Po prostu brakło mi sił. Położyłam się i szlochając nie zdałam sobie sprawy, że zasypiam.

***

     Z trudem uniosłam zmęczone powieki. Przekręciłam się na plecy, a potem usiadłam na brzegu łóżka. Moją uwagę przykuła postać na fotelu w kącie hotelowego pokoju. Zmrużyłam lekko oczy i po chwili ją rozpoznałam.
-Harry?- spytałam cicho.
Chłopak wstał i powoli podszedł do mnie. Usiadł obok i zaczął wpatrywać się we mnie swoimi zielonkawymi oczami.
-Cześć [T.I]- powiedział.
-Czemu...- spuściłam głowę.- Po co kupiłeś mi ten bilet?- zadałam mu pytanie, które nurtowało mnie od dnia naszego rozstania. 
-Kupiłem dwa. Mieliśmy tu przylecieć razem. Miałem cel, te bilety, to nie przeprosiny. Nie spodziewałem się tego, dowiedziałem się zaraz po tobie, właściwie to od ciebie. Nie miałem pojęcia, przecież wiesz.
-Harry ja...- jęknęłam.
Niedawno byłam pewna, że bezgranicznie mu wierzę, ale teraz dopadły mnie wątpliwości.
-Nie wiem... Nie wiem co mam myśleć- przyznałam. 
-[T.I]! Ja cię kocham! Kocham i nie przestanę, chcę cię mieć cały czas przy sobie- lekko mną potrząsnął.- Przez cały czas, naprawdę- wstał i zaczął przeszukiwać kieszenie. 
-Chciałem z tym poczekać do wieczora, ale nie dajesz mi wyboru- ukląkł i otworzył pudełeczko.- Ja tego chcę, tylko tego, ale czy ty masz ochotę ze mną spędzić resztę życia?- zasłoniłam dłońmi usta. 
W moich oczach znów zaiskrzyły się łzy, gdy wpatrywałam się w lśniący pierścionek i radosne oblicze Harry'ego. 
-Kocham cię Harry- powiedziałam powoli drżącym głosem. 
Stanął przede mną, by czule mnie pocałować. Potem wsunął obrączkę na mój palec. Objęłam go. Nie potrafię opisać jakie uczucie mnie wtedy ogarnęło. Mimo wszystko byłam szczęśliwa, że nasze uczucia okazały się silne. Silniejsze od nas...

"Jedyne czego pragnę, to móc poczuć smak Twoich ust"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zrobiłam to! Dałam radę, zdążyłam i w ogóle. Leżę sobie w łóżeczku z psem i lenie się, ale tylko odrobinkę. :) A wy jak spędzacie ten wtorkowy wieczorek? Piszcie w komentarzach, czy wam się podobało! Trzymajcie się! <3 
Cytat: Nieznany

sobota, 4 kwietnia 2015

Niall

     -Jak to nie ma tej rezerwacji?!- krzyknęłam stojąc przy recepcji.
Niski mężczyzna nerwowo co chwilę stukał w klawiaturę. Po raz kolejny potrząsnął głową. W tym momencie ręce mi opadły.
-Musi być! Tu mam potwierdzenie zapłaty!- pomachałam mu kawałkiem papieru przed oczami.
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Westchnęłam ciężko i zaczęłam szukać go w mojej torebce.
-Zaraz wracam- spojrzałam na pracownika hotelu i odebrałam.
Złapałam moją walizkę i ruszyłam do wyjścia.
-[T.I]?- usłyszałam w słuchawce głos, który od razu rozpoznałam.
-Chris! Och, dobrze, że dzwonisz- odetchnęłam z ulgą, kiedy opuściłam hotel.- Nie mogą znaleźć naszej rejestracji. Powiedzieć im, że zaraz będziesz?- zapytałam z nadzieją.
-Właściwie to... Odwołałem rezerwację- po moich plecach przeszły ciarki.
-Słucham?! Kiedy i dlaczego?!- wybuchłam.
-Wczoraj... Mogłem ci powiedzieć wcześniej, ale...- zaczął się tłumaczyć, lecz nie pozwoliłam mu dokończyć.
-No mogłeś! Ale co było tak ważnego?- byłam na niego wściekła.
-Wysłałem ci mail'a. 
-Dobrze wiesz, że w wolne nie sprawdzam poczty! 
-Tak, ale nie chciałem dzwonić. Byłem z dziewczyną- powiedział ciszej.
-Z kim?! 
-Z dziewczyną- powtórzył.- Nie chciałem z tobą wyjeżdżać, mam kogoś- oznajmił.
Poczułam się jakby moje serce rozdarło się na dwie części. Jakby cały mój świat miał się zaraz zawalić.
-Nie miałeś nawet odwagi powiedzieć mi tego w żywe oczy? Ty cholerny tchórzu! Jesteś zwyczajnym, żałosnym dupkiem! Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej! Rozumiesz, nigdy!- wykrzyczałam.
Słyszałam jak jeszcze kilka razy nerwowo wypowiedział moje imię, ale ja nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę mocniej niż zależało. Ścisnęłam w dłoni komórkę tak mocno, że przez myśl mi przeszło, że ją złamię. Nie mogłam krzyczeć, choć miałam na to wielką ochotę. Rzuciłam telefonem o asfalt i patrzyłam jak rozpada się na drobne kawałki. Nie miałam nawet czego zbierać, pewnie żaden fachowiec nie złożył by go w jedną całość. Dopiero po chwili, gdy dotarło do mnie co się stało, złość ustąpiła miejsca smutkowi, który zawładnął całym moim ciałem i do głębi wypełnił całą duszę oraz niewielkie, złamane serce. Nie mogłam uwierzyć, że jedna z tak niewielu osób, które w swoim życiu pokochałam potrafiła zrobić mi takie świństwo. Tak perfidnie mnie wykorzystała, a potem po prostu zostawiła. Zalewając się łzami usiadłam na krawężniku. W tym momencie w ogóle nie przejmowałam się zakwaterowaniem i pobytem w pensjonacie. Teraz liczyło się tylko to, że go straciłam. Zaczęłam zastanawiać się co takiego robiłam źle. W czym jestem gorsza od innej? Mimo wszystko nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Te i inne myśli cały czas nawiedzały moją głowę. Co chwilę ocierałam oczy nie przejmując się ciemnym tuszem, który zostawiał ślady na moich rękach i policzkach. Byłam pewna, że mój szloch słyszy całe miasto, ale byłam również zbyt roztrzęsiona, by móc to pohamować. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam głowę, by zobaczyć tak jak się spodziewałam kogoś znajomego, lub faceta z obsługi. Zdziwiłam się, gdy przed sobą ujrzałam twarz młodego chłopaka. Patrzył na mnie ślicznymi, aczkolwiek zmartwionymi oczami. Nie uśmiechał się. Usta ułożył w wąską kreskę. Miał blond włosy, ale ciemne odrosty.
-Nie płacz, bo i ja będę płakał- powiedział cicho.
Zaśmiałam się w głos. Mimo, że byłam w podłym humorze ten chłopak naprawdę mnie rozbawił. Niestety nie na swoją korzyść. Wzięłam to za jakiś głupi dowcip lub nieudaną próbę podrywu. 
-Nie możesz ze mną płakać- burknęłam odwracając wzrok.
-Dlaczego nie?- zapytał spokojnie.
-Bo nawet nie wiesz czemu ryczę- otarłam policzki wierzchem dłoni.
-To w niczym nie przeszkadza. Nie lubię patrzeć na czyjeś łzy. Trzymaj- podał mi chusteczkę higieniczną. 
Z wdzięcznością ją przyjęłam i wytarłam nią oczy. Trochę się uspokoiłam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nieznajomy mnie obejmuje. Uniosłam głowę tak, bym mogła dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Wydawało mi się, jakbym skądś go znała. Możliwe, że spotkaliśmy się wcześniej? Tym razem jakby miał oczy o jeden odcień weselsze. A może tylko mi się wydawało... Tak czy inaczej nie patrzył na mnie w sposób jakiego bym się spodziewała. W jego spojrzeniu nie było drwiny, czy nawet litości. Wydawało mi się, że wpatruje się we mnie jakby pocieszanie mnie było dla niego codzienną czynnością. Był to zupełnie zwykły wzrok... A może z odrobiną troski? Zachęcona swoimi przemyśleniami bez chwili zastanowienia oparłam głowę na klatce piersiowej blondyna i znów zaniosłam się płaczem. Przez kilka następnych minut szlochałam mocząc jego koszulkę. Kiedy ponownie ogarnął mnie spokój odsunęłam się od niego i po raz kolejny wytarłam oczy i nos. 
-Przepraszam- szepnęłam. 
Niestety nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Podniosłam wzrok. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Oczy młodego mężczyzny zrobiły się wilgotne. Trzęsła mu się broda. Przełknął głośno ślinę. Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę. Niepewnie wyciągnęłam przed siebie rękę i delikatnie dotknęłam jego policzka. Odpowiedział mi delikatnym uśmiechem.
-Prosiłem, żebyś nie płakała- przypomniał.
-Już nie będę- zapewniłam. 
Dopiero teraz, gdy wzrok zupełnie mi się wyostrzył zwróciłam uwagę na urodę chłopaka, która wcale nie była przeciętna.
-Co się stało z twoim telefonem?- zapytał patrząc przed siebie.
Parsknęłam śmiechem.
-Nerwy- odpowiedziałam krótko.
-Współczuję temu, który cię tam zdenerwował- znów się zaśmiałam.- Więc... Mieszkasz w tym hotelu?- wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.
Złapałam się za głowę.
-Och! Miałam tu mieszkać, ale mój chłopak...- zacięłam się.- Mój były chłopak odwołał rezerwację... Nie miałam gdzie się zatrzymać, ani jak dzisiaj wrócić- wytłumaczyłam.
Do tej pory nie myślałam o tym, ale teraz jeszcze bardziej mnie to dobiło. 
-Chodź- usłyszałam za sobą głos niedawno poznanego chłopaka.
-Co?- podniosłam się z ziemi i spojrzałam na niego.
Stał przede mną ubrany w duże, szare dresy i zieloną koszulkę. W ręce trzymał uchwyt od mojej walizki. 
-Co ty robisz?- spytałam nie wiedząc jakie ma zamiary.
-Zabieram cię ze sobą. Będziesz spać w moim pokoju- posłał mi szczery uśmiech.
-O nie!- pokręciłam głową.- Nigdzie z tobą nie pójdę! Nawet nie wiem jak masz na imię!- protestowałam. 
-No więc nazywam się Niall Horan. Mam dwadzieścia lat i jestem piosenkarzem- puścił mi oczko.- No chodź- wyciągnął ku mnie dłoń.
-No nie wiem...- mówiłam trochę wystraszona.
-Nie pozwolę ci spać na ulicy- powiedział stanowczo.- Nie masz nawet jak po kogoś zadzwonić- to ostatecznie mnie przekonało.
Miałam pewne obawy co do spędzania nocy w pokoju hotelowym z obcą mi osobą, ale on niestety miał rację. Nie miałam gdzie się podziać, a on tak naprawdę spadł mi jak z nieba. W tym wypadku nie miałam innego wyjścia. Ze spuszczoną głową, załzawionymi oczami i czerwonymi policzkami ruszyłam za Niall'em. Ponownie znalazłam się w recepcji, lecz tym razem, przedostałam się dalej bez najmniejszych problemów. 
-Panie Horan- zaczepiła go jedna z pracownic ośrodka.- Ta pani... Jej rezerwacja została odwołana i...
-Tak, wiem, ale jeśli się nie mylę to mieszkam w pokoju dwuosobowym- z chytrym uśmiechem przeniósł swój wzrok na mnie.
Chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę windy. Kiedy znaleźliśmy się na drugim piętrze Niall wyciągnął klucz i przekręcił go w zamku. Mile się do mnie uśmiechając przepuścił mnie przodem. Wystrój pokoju odrobinę mnie zaskoczył. To nie był pokój, to był apartament! I to jak urządzony! Byłam pewna, że znajduję się w wyjątkowym luksusie. Obróciłam się i spostrzegłam blondyna pakującego do środka moją zieloną walizkę. Muszę przyznać, że robił to niezdarnie, jednak wyjątkowo uroczo. 
-No- zamknął drzwi.- Ja starałem się o twoje zaufanie, ale wciąż nie wiem jak masz na imię- zaśmiał się.
Ja jednak nie zwróciłam uwagi na jego wypowiedź. Wpatrywałam się w niego jak w jakąś zjawę. Połączyłam wszystkie informacje jakie napłynęły do mnie w ostatnim czasie.
-Ty jesteś z One Direction- stwierdziłam odrobinę drżącym głosem.
-Żee też nie zauważyłam tego wcześniej!- skarciłam się w myślach.
W odpowiedzi usłyszałam jego cichot.
-Tak, ale chyba ci to nie przeszkadza. Wchodź dalej- minął mnie.
Poszłam za nim i po chwili siedziałam na łóżku okrytym miękką, satynową pościelą. 
-Jestem [T.I]- przedstawiłam się.
-Na ile miałaś tu zostać, [T.I]?- spytał siadając obok.
-Miałam tu być dwa tygodnie, ale juro się zbieram- skrzywiłam się przypominając sobie, że miał to być romantyczny wyjazd z Chris'em. 
-Jeśli tak uważasz...- rzucił obojętnie.- Rozgość się- poradził.
Nie wiedząc co mam robić rozglądałam się po pomieszczeniu do którego przez drzwi tarasowe wlewały się promienie zachodzącego słońca. Rozmawialiśmy jeszcze trochę o naprawdę byle czym. Czas płynął mi mimo wszystko dość przyjemnie, chociaż nie byłam w pełni rozluźniona. Stres o sobie przypominał.
-Robi się późno... Szykujesz się do spania? Bo ja tak- ukazał rząd białych zębów.
-Ale... Tu jest tylko jedno łóżko- odezwałam się cicho.
Chłopak spojrzał na mnie dziwnie, a potem odwrócił wzrok. Mruknął coś pod nosem, ale zbyt cicho, żebym mogła go zrozumieć. Moje serce zabiło mocniej. Wystraszyłam się i stwierdziłam, że to niedobre towarzystwo. Wstałam nerwowo otrzepując spodenki i już chciałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie jego śmiech.
-Nie bój się [T.I]... Ja na noc skoczę do Liam'a. Spokojnie, będziesz sama- poklepał mnie po ramieniu, a ja odetchnęłam z ulgą.- Chcesz coś z dołu?- zapytał.
-Kawę- poprosiłam. 

***

     Z kubkiem zimnej już kawy w ręce opuściłam łóżko i wyszłam na taras. Oparłam ręce na barierce i wciągnęłam powietrze upajając się zapachem świeżego powietrza. Myśli krążące wciąż wokół jednej osoby nie pozwalały mi zasnąć. Siadłam na płytkach i wpatrywałam się w gwiazdy, których na granatowym niebie było mnóstwo. Nie zamierzałam więcej płakać. Nie chciałam, by miał z tego satysfakcję. Tej nocy miałam zamiar tylko wspominać jak nam kiedyś było dobrze. Wspominać ostatni raz. Nagle moje rozmyślania zupełnie zmieniły kierunek. Przed moimi oczami stanął Niall. Był naprawdę niezwykły. Pomimo, że spędziłam z nim tylko kilka godzin zdążyłam przekonać się jaki jest. A przynajmniej wydawało mi się, że to wiem. Sam jego gest... To, że zaprosił mnie do siebie i pozwolił spędzić u siebie noc wskazywało na jego dobre serce. 
-[T.I]?- usłyszałam cichy, nieco zachrypnięty głos.
Niepewnie odwróciłam głowę, ale uspokoiłam się, gdy rozpoznałam Niall'a. 
-Wszystko w porządku [T.I]? Jest po drugiej w nocy- usiadł obok mnie.
-Tak, tak... Po prostu sobie... Myślę- mówiłam nieśmiało.
-Naprawdę?
-Co ty tutaj robisz?- zmieniłam temat. 
-Obudziłem się niedawno i postanowiłem sprawdzić co u ciebie- mruknął i założył mi kosmyk włosów za ucho.
Lekko speszona spuściłam wzrok. Po chwili chłopak ułożył się na tarasie.
-Kładź się- poradził mi.
Wzruszyłam ramionami i położyłam głowę na jego brzuchu.
-Ślicznie teraz- szepnął.
-Prawda- uśmiechnęłam się i zastanawiałam czy to wszystko nie dzieje się zbyt szybko.

***

     Obudził mnie silny powiew wiatru. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam balkonowe barierki, a za nimi letni krajobraz. Zorientowałam się, że jest już widno. Przekręciłam głowę. Jak się okazało zasnęłam wtulona w Niall'a. Pomimo tego, że było chłodno nie miałam ochoty wracać do środka. Było mi tu bardzo, bardzo przyjemnie. Po chwili ręka wciąż śpiącego Horan'a wylądowała na moim brzuchu. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam przesuwać opuszkami palców po jego dłoni, co go zbudziło. Postanowiłam udać głupią i zamknęłam oczy. Chłopak przez dłuższą chwilę leżał bez ruchu, a potem wplótł palce w moje włosy. Ponownie otworzyłam oczy.
-Hej [T.I]- posłał mi szczery uśmiech.
-Hej Niall.
-Jak się spało?
-Jak nigdy- odparłam wesoło.
Po kilkunastominutowej rozmowie stwierdziłam, że na mnie pora i to też powtórzyłam Niall'owi, kiedy wstałam. Chłopak ze smutnym wyrazem twarzy poszedł za mną. Kiedy brałam prysznic i ubierałam się, skoczył do restauracji. Gdy opuściłam łazienkę czekało na mnie pyszne śniadanko, które razem zjedliśmy. Próbowałam nawiązać z nim rozmowę jednak on odpowiadał mi półsłówkami.
-Dziękuję Niall- powiedziałam, gdy już stałam przed drzwiami prowadzącymi do jego wynajętego apartamentu. 
-Nie masz za co dziękować. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo- odparł skromnie.
-Nie, nie każdy. Tylko taki ktoś jak ty- ścisnęłam jego dłoń.- Do widzenia- pożegnałam go.
Ciągnąc za sobą walizkę ruszyłam korytarzem. Minęłam recepcję i zmierzałam ku obrotowym drzwiom.
-[T.I]!- poczułam na swoim przegubie mocny uścisk męskiej dłoni.
Odwróciłam się.
-Zostań na dłużej- Niall uśmiechnął się i musnął wargami moje usta i pociągnął za rękę.
Pobiegłam za nim. Przyjeżdżając tutaj liczyłam na dwa tygodnie z Chris'em. Teraz liczę na nowy etap mojego życia... Z Niall'em.


"Miłość kpi sobie z rozsądku 
I w tym jej urok i piękno"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miałam dziś czas, więc wrzucam :) Zmieniłam ostatnio wygląd bloga, jaśniejsze tło. Dajcie znać jak wam się podoba to i imagin :)
A teraz życzę wam wszystkim dużo szczęścia i radości w te święta. Smacznego jajka i oczywiście mokrego dyngusa <3
Cytat: Andrzej Sapkowski


niedziela, 29 marca 2015

Louis

     Czym jest szczęście? Czy ktoś potrafi odpowiedzieć na to pytanie? Chyba nie, bo przecież każdy potrzebuje czegoś innego. Dla jednych szczęście to góra forsy, dla drugich rozwijanie swoich pasji. Niektórzy osiągnęliby je mając swój własny kąt. Ciepłe, przytulne mieszkanie. Czasem do spełnienia się ludziom potrzeba wolności. A ja? Ja wiedziałam czym jest szczęście. Śmiało mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Leżąc tutaj, ma zielonej trawie. Patrząc w błękitne niebo po którym płynęły niewielkie, śnieżnobiałe obłoczki. Czując na sobie promienie letniego słońca i czując jego obecność. Słysząc jego spokojny oddech.
-Kochanie- z zamyślenia wyrwał mnie jego melodyjny głos.
Obróciłam się na brzuch tak, bym mogła spojrzeć na chłopaka z ciemną grzywką opadającą na czoło.
-Co z twoją...- zaczął cichutko.
Wywróciłam teatralnie oczami. Jednak trochę popsuł mi tym humor.
-Zostawiła mi kartkę, że wróci późno. Dzisiaj mamy dla siebie dużo czasu- zapewniłam i pocałowałam mojego chłopaka.
-Kocham cię, wiesz?- oddał pocałunek uśmiechając się.
-Też cię kocham Louis- szepnęłam.
-[T.I]... Mam ten scyzoryk- sięgnął do kieszeni.- Chodź- wstał i złapał mnie za rękę.
Podeszliśmy do wielkiego dębu rosnącego nieopodal. Nie wiem ile miało lat. Pamiętam to miejsce od dziecka. 
-To co? Tak jak planowaliśmy?- zabawnie poruszył brwiami.
Zaśmiałam się cicho i pokiwałam głową, choć odrobinę się tego bałam. Nie byłam przyzwyczajona do takich rzeczy. Siadłam opierając się plecami o pień drzewa, a Louis zaczął swoje dzieło.
-Skończyłem- posłał mi czarujący uśmiech.
Zadowolona podniosłam się. Dokładnie obejrzałam co przed chwilą zrobił mój chłopak. Jak się okazało wydrapał w korze drzewa pierwsze litery naszych imion, a pomiędzy nimi znak dodawania. Wszystko otoczył serduszkiem. Wydawało mi się to tak cholernie romantyczne.
-Następna część?- cmoknął mnie w policzek.
-Tylko szybko- wyciągnęłam dłoń przed siebie przełykając głośno ślinę. 
Louis ku mojemu zdziwieniu złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Zajrzał mi głęboko w oczy, a potem złączył nasze usta w słodkim pocałunku. Nagle poczułam lekki ból w lewej ręce. Piekło. Lou przejechał scyzorykiem także po swojej dłoni. Uśmiechnął się zachęcając mnie do dalszego działania. Po jego ręce płynęła stróżka krwi. Było jej znacznie więcej niż w moim przypadku. Wzdrygnęłam się, ale spletliśmy palce, by moja krew połączyła się z krwią mojego ukochanego. Potem oparliśmy je na pniu drzewa, gdzie pojawiły się ledwo widoczne, czerwone ślady. 
-Kocham cię i będę kochał do końca życia. A nawet dłużej- powiedział przytulając mnie.
-Obiecujesz?- spytałam zadzierając głowę do góry.
-Tu masz dowód.
-Kocham cię Louis- wtuliłam się w nastolatka.
Niedługo potem znów leżeliśmy w pachnącej trawie na polanie skąpanej w słońcu. W tym momencie nie zastanawiałam się nad tym co będzie. Jak dalej wszystko się potoczy. Żyłam chwilą. Żyłam jego obecnością. Jego zapachem i jego uczuciem. 
-Już niedługo stąd uciekniemy- powiedział cicho.
Te słowa nieco mnie zdziwiły, ale również sprawiły, że w moim brzuchu pojawiło się stado motylków.
-Uciekniemy?- spytałam.
Lou z błyskiem w oku pokiwał głową. 
-Za rok będę mógł być twoim prawnym opiekunem. Zabiorę cię stąd- nachylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
-Nie warto poczekać?- mruknęłam odwzajemniając gest. 
Louis nie zdążył mi odpowiedzieć. Oboje usłyszeliśmy znajomy głos. Mimo to nie oderwałam się od bruneta. Jeszcze mocniej się do niego przytuliłam.
-[T.I]!- poczułam silne szarpnięcie pod którego wpływem Louis wypuścił mnie ze swoich objęć.
-Puść mnie!-krzyknęłam wyrywając rękę.
Spojrzałam w górę. Nade mną stała wysoka kobieta o farbowanych, blond włosach. Jak zwykle patrzyła na mnie z taką samą, groźną miną.
-Niech ją pani zostawi!- krzyknął Louis, kiedy moja mama podniosła mnie do góry. 
-O nie młoda damo! Nie będziesz nigdy więcej spotykać się z tym...- spojrzała z pogardą na mojego chłopaka.
-O co pani znowu chodzi?- Louis wstał i objął mnie w pasie.
-Nie dotykaj jej Tomlinson!- odciągnęła mnie od niego.- Wracasz ze mną do domu!- ciągnęła mnie w drugą stronę.
-Kocham cię!- usłyszałam jego zduszony krzyk.
-Ja ciebie też!- zrobiłam to samo.- Miałaś być w pracy do wieczora- krzyknęłam, gdy wsiadłyśmy do jej samochodu.
-Odwołali spotkanie. Z resztą wiedziałam, że nie można cię samej zostawić- pokiwała głową z niedowierzaniem.
-Nie zabronisz mi się z nim spotykać!- protestowałam.
-Właśnie to robię.
-Nie rozdzielisz nas- pozostawałam przy swoim.
-To się jeszcze okaże- uśmiechnęła się przebiegle.
Pewnie tak jak zwykle dostanę szlaban na wychodzenie z domu, albo zabierze mi komórkę. Nie wiedziałam jeszcze jak bardzo się mylę. Resztę drogi do domu przebyłyśmy w zupełnym milczeniu. 
-A teraz marsz na górę. Potem sobie porozmawiamy- powiedziała, gdy zatrzymała się na podjeździe.
Bez słowa otworzyłam drzwiczki i pobiegłam do domu. Potykając się na schodach wreszcie dostałam się do swojej sypialni. Od razu wskoczyłam na parapet i wyjrzałam przez okno. Spodziewałam się zobaczyć Louis'a, jednak nikogo tam nie było. Z rezygnacją spuściłam głowę.
-[T.I] pakuj się- do pokoju weszła moja mama.
-Co?!
-Wyprowadzamy się- rzuciła chłodno.
-Co?! Jak?! Nie wolno ci! Nie możesz!- podbiegłam do niej.- Proszę! Nie rób mi tego!- mówiłam ze łzami w oczach.
-Nic nie zmienisz. Jutro wieczorem wyjeżdżam bardzo daleko stąd. A do tego czasu nie wolno ci wyjść z mieszkania- zaśmiała się cicho.
Nic nie opisze tego jak się wtedy czułam. Byłam pewna, że moje życie legło w gruzach. Bezsilna rzuciłam się na łóżko ukrywając przed światem moje gorzkie łzy.

***


     Wtedy po raz ostatni widziałam Louis'a. Mając piętnaście lat straciłam to co było dla mnie najważniejsze. Myślałam wtedy, że nie będę w stanie normalnie funkcjonować i rzeczywiście na początku tak było. Płakałam przez wiele tygodni, ale potem wielkie rany w moim sercu zaczęły się zrastać. Powoli wracałam do życia. Z początku chciałam zapomnieć, ale wkrótce okazało się, że to niemożliwe. Bo jak można zapomnieć o osobie, która pojawia się w każdej gazecie i na każdym kanale telewizyjnym. Spełnił swoje marzenia i jego piosenki lecą w radiu. Odkąd pamiętam niczego innego w życiu nie chciał. Chciał tylko śpiewać. Z biegiem czasu po prostu pogodziłam się, że to co było już nigdy do mnie nie wróci. Za wszelką cenę unikałam jakichkolwiek rozmów o One Direction, ale nawet gdybym całkowicie się od tego odcięła, będzie jedna rzec, która mi o nim przypomni. Dziś, kiedy mam już ponad dwadzieścia lat zdałam sobie sprawę z tego, że nawet nie wiem jak on teraz wygląda. Szczerze mówiąc... Nie chciałam wiedzieć.
-[T.I]! Idziesz ze mną?- usłyszałam głos mojej mamy dobiegający z kuchni.
-Gdzie?- spytałam.
-Do pani Anne. Podobno ma dzisiaj przyjechać jej bratanek- poinformowała.
-Pewnie jakiś głupi nastolatek- burknęłam.
-Ty też kiedyś byłaś nastolatką. A z tego co wiem to jest starszy od ciebie- oznajmiła.
Czasem denerwowało mnie to, że przypominała z taką łatwością o czasie, który był dla nas najgorszy.
-Starszy, powiadasz?- wyłączyłam telewizor, zwlokłam się z kanapy i podreptałam do kuchni.
Moja mama jak zwykle siedziała w okularach i czytała jakieś tanie romansidło.
-Miałyśmy iść na zakupy- powiedziałam próbując wybić jej z głowy ten pomysł, który wcale mi się nie podobał.- Przecież za dwa dni wracam na uczelnię- tłumaczyłam się.
Ona jednak była nieugięta. Ani trochę się nie zmieniła, chociaż trochę jakby złagodniała.
-To tylko jeden wieczór- spojrzała na mnie z miłością.
-Mamo...
-Kochanie, proszę. To dla mnie naprawdę bardzo ważne- złapała mnie za rękę.
-Och, no dobrze- kawa z koleżanką to naprawdę ważna sprawa.
-Świetnie!- zamknęła książkę i zdjęła okulary.
-To ja idę się przebrać- poszłam na górę. 
Niedługo potem stałam przed lustrem ubrana w zwiewną, jasnożółtą sukienkę na ramiączkach. Sięgała przed kolano. 
-Idziesz?- usłyszałam swoją mamę. 
Nałożyłam balerinki o chwilę później wyszłyśmy z domu. Po kilku minutach doszliśmy do niedużego domku. Drzwi otworzyła nam niska, trochę starsza niż moja mama kobieta. Z uśmiechem zaprosiła nas do środka. Po chwili we trzy siedziałyśmy przy drewnianym stole w jej ogrodzie. Rozglądałam się dookoła siedząc w wiklinowym krześle. Zapach kawy i kwiatów rosnących wokół sprawił, że poczułam się jak w rodzinnym domu za czasów kiedy byłam nastolatką. Nie przysłuchując się rozmowie mojej mamy z jej koleżanką ułożyłam się wygodnie i wystawiłam twarz do słońca. Było mi przyjemnie. W końcu to moje okolice.
-Wysłałam do do sklepu po truskawki- usłyszałam głos pani Anne.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Trzymała w rękach kubek parującej kawy. Przede mną stał taki sam. Wzięłam go do ręki i upiłam niewielką ilość napoju. 
-Pomyślałam, że skoro mamy taki ciepły dzień to przygotuję dla was moje ulubione lody- spojrzała na mnie i posłała mi miły uśmiech.
Odpowiedziałam jej tym samym gestem. 
-Ciociu! usłyszałyśmy jakieś krzyki dochodzące z domu pani Anne.- Wróciłem!
-Już idę- kobieta wstała od stolika.- Pójdę przygotować deser- po chwili zniknęła za szklanymi drzwiami.
-I jak ci się tu podoba?- spytała moja mama.
Wyciągnęłam się na krześle, zamknęłam oczy i odchyliłam głowę w tył.
-Mogłabym tak całymi dniami- powiedziałam wyraźnie zadowolona.
Cichutko nucąc pod nosem ulubioną melodię zaczęłam stukać paznokciami oparcie krzesła. 
-Dzień dobry- usłyszałam męski głos.
Uniosłam jedną powiekę, by sprawdzić kto pojawił się w ogrodzie. Bratanek pani Anne. Przystojny brunet średniego wzrostu właśnie witał się z moją mamą. Podszedł do mnie.
-Louis- wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
-[T.I]- przedstawiłam się ściskając jego rękę.
Chłopak spojrzał na mnie szaroniebieskimi oczami. Nagle coś mnie tknęło. To imię... To spojrzenie... Znałam je skądś... Ale, nie... To tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Odpychając od siebie myśl, która zajęła mój umysł ponownie wystawiłam twarz do słońca. Z tego co słyszałam rozmowa mojej mamy z Louis'em wcale się nie kleiła. Wydawało mi się jakby to ona niechętnie mu odpowiadała. Kilka minut później Louis opuścił ogród.
-[T.I]. [T.I]- szturchnęła mnie mama.
-Co jest?- zapytałam z lekkim wyrzutem.
-Porozmawiaj z nim trochę... Bardzo mu się nudzi- szepnęła.
-Ale ja nie chcę z nim rozmawiać- burknęłam.
-Nie zachowuj się jak obrażone dziecko!
Westchnęłam ciężko, ale nie odpowiedziałam jej. Oderwałam wzrok od swoich butów dopiero, gdy pani Anne wraz ze swoim bratankiem wnieśli szklane pucharki. Louis podał mi deser. Po zapachu domyśliłam się, że są to lody waniliowe. Podane były z czekoladą i przyozdobione słodkimi truskawkami. Nabrałam na łyżeczkę odrobinę i skosztowałam. Lody były przepyszne i podejrzewałam, że znikną w mgnieniu oka. 
-Um... Więc- zaczęłam niepewnie.- Louis, czym się zajmujesz?- spytałam wypełniając prośbę mojej mamy. 
On zachichotał cicho zasłaniając ręką usta. Zdziwiła mnie jego reakcja, a potem zaczęłam zastanawiać się czy to pytanie było aż tak głupie.
-Nie wiesz?- odpowiedział pytaniem.
Skrzywiłam się. Czy on myślał, że ja wiem o nim wszystko?
-Nie, nie wiem- rzuciłam ostro.
-Przepraszam- spuścił głowę.
-To nieważne- zaczęłam zajadać lodu zupełnie sobie nie zaprzątając nim głowy.
Kiedy wszyscy skończyli jeść chłopak zaoferował drobną pomoc i chciał pozbierać puste pucharki. 
-Mogę twój?- podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. 
To co zobaczyłam kompletnie wybiło mnie z równowagi. Na dłoni Louis'a była widoczna blizna. Tego nie można było pomylić z niczym innym. Mając nogi jak z waty wstałam i jak najszybciej opuściłam posiadłość pani Anne. Biegiem ruszyłam w dobrze znane mi miejsce. Nie byłam tu przeszło od sześciu lat, a mimo to wciąż pamiętałam drogę. Jak zwykle było tu cicho i spokojnie. Tak magicznie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie kogo spotkałam. Ten wzrok, ten głos... To nie mogło należeć do nikogo innego. Rzuciłam się na miękką trawę. W moich oczach zaiskrzyły się łzy. Obróciłam się na plecy i spojrzałam w błękitne niebo. 
-[T.I]!- usłyszałam krzyk.
Wystraszona zerwałam się na równe nogi. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam biegnącego w moją stronę Louis'a.
-Wiedziałem, że cię tu znajdę- uśmiechnął się.
-Niby skąd?- mruknęłam.
Louis bez słowa ścisnął mój nadgarstek. Wiedziałam co chce zobaczyć dlatego rozłożyłam dłoń. To samo zrobił on. Ujrzeliśmy dwie, prawie identyczne blizny po cięciach. Nikt, nigdy nie dowiedział się co one znaczyły.
-Jak się tu znalazłaś? Podobno wtedy stąd wyjechaliście- zaczął.
-Dwa lata temu wyprowadziłam się do Londynu, a mama postanowiła tu wrócić- wytłumaczyłam.- Nigdy nie pomyślałabym, że jeszcze kiedyś cię spotkam.
-Nie poznałaś mnie...
-Nie widziałam cię tyle lat, wiem, jesteś sławny, ale nie widziałam cię ani raz... Nie zobaczyłam ani jednego zdjęcia...
-Chodź- Louis splótł nasze palce i pociągnął mnie za sobą.
Nie miałam już nic do stracenia, nie opierałam się. Kiedy zobaczyłam przed sobą rozłożysty dąb wyswobodziłam się z jego uścisku. Podeszłam do drzewa i drżącymi palcami dotknęłam kory. Serce i nasze inicjały wciąż tam było. Ale obok było coś czego nigdy nie widziałam. Drobny napis "na zawsze". Uniosłam w górę kąciki ust w ogóle nie przejmując się, że po mojej twarzy spływają łzy. 
-Byłem tu następnego dnia, by to dopisać. Wydawało mi się to cudowne- poczułam na swoich biodrach ręce Lou.- Wiem, że ty też nigdy o mnie nie zapomniałaś- szepnął mi do ucha.
Odwróciłam się przodem do niego. Otarł mi łzy, a potem nachylił się lekko, by móc mnie pocałować. Chwilę później leżeliśmy w trawie wpatrując się w chmury. Po raz drugi w całym moim życiu zadałam sobie to pytanie. Czym jest szczęście? Dla mnie to oczywiste. Ja wiem, że moje szczęście będzie trwało do samego końca. Bo przecież miłość podpisana krwią to miłość prawdziwa. Na zawsze...


"If your heart was full of love,
Could you give it up?"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powiedzmy, że blog był... Zawieszony. Nieważne, musiałam sobie zrobić przerwę, prywatne problemy. Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze wpadnie i, że chęć na czytanie oraz komentowanie wam nie przeszła. Potrzebuję motywacji, z góry wielkie dzięki. Co tam u was słychać, przez tyle czasu coś się pozmieniało? :) Trzymajcie się ciepło <3
Cytat: Birdy "Not about Angels"

środa, 28 stycznia 2015

Liam

     Zatrzymałam się przed jednym z małych, białych domków, których było mnóstwo na tej ulicy. Przez chwilę zastanawiałam się czy dobrze trafiłam. Postanowiłam to sprawdzić i pomimo swoich wątpliwości zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi przystojny, młody chłopak. Uśmiechał się wesoło. Nie zobaczył jednak tego samego na mojej twarzy. Stałam sztywno patrząc się na niego. Musiałam wyglądać jakbym urwała się z wariatkowa, ale pewnie on był do tego przyzwyczajony. Wiele dziewczyn piszczało, płakało i lub zachowywało się tak jak ja na jego widok. 
-Cześć- przywitał mnie.
Ocknęłam się lekko potrząsając głową.
-Cześć- odpowiedziała.- Czy... Tu mieszka [I.C]?- spytałam.
Chłopak skrzywił się i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, a potem pokiwał przecząco głową. 
-[I.C] [N.C]?- zapytał.
-Tak... O nią mi chodzi- powiedziałam.
-Mieszka dwa domy dalej- na jego twarzy znów zagościł uśmiech.- O tam!- wychylił się i wskazał taki sam domek stojący nieopodal. 
-Widocznie pomyliłam adresy- poczułam jak moje policzki robią się czerwone. 
Och, cóż za fatalna pomyłka.
-Nie trudno się tu zgubić... A... Śpieszysz się? Bo...- jego policzki nabrały różowego odcieniu zanim zdążył dokończyć.
-Jestem już spóźniona- skłamałam.- Dziękuję za pomoc- odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
-Do zobaczenia!- usłyszałam za sobą jego aksamitny głos.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i szybko zaczęłam żałować, że nie zgodziłam się przyjąć zaproszenia sławnego Liam'a Payn'a z którym przed chwilą rozmawiałam. Ale przecież nie znałam go dobrze. Chwilę później zapukałam do kolejnych drzwi, tym razem tych właściwych. 
-Jesteś!- pisnęła ciocia i mocno mnie przytuliła.
Siostra mojej mamy niedawno wprowadziła się do nowego mieszkania. Dziś zaprosiła nas na obiad, ale przyszłam tylko ja.
-A gdzie [I.M]? Wchodź kochanie, wchodź- wpuściła mnie do środka. 
-Miała jakieś ważne spotkanie w firmie, nie mogła się urwać-przestąpiłam przez próg.
-Dobrze, że chociaż ty przyszłaś. Mam nadzieję, że jesteś głodna- uśmiechnęła się ciepło i otworzyła piekarnik.
-Jak wilk!
Ślinka mi pociekła, gdy poczułam zapach jedzenia przygotowanego przez moją ciocię. Ta wysoka brunetka to bezdzietna rozwódka w średnik wieku. Doskonała kucharka i średnio utalentowana malarka. Uwielbia rozstawiać sztalugi, wyciągać farby i dać upust emocjom. Miała na to swój sposób. Kiedy coś ją cieszyło malowała w jasnych barwach, a kiedy była smutna używała ciemnych odcieni. Właściwie żaden z tych obrazów nic nie przedstawiał. Grubsze lub cieńsze, ostre lub delikatne kreski, uderzenia pędzlem, plamy mnóstwa kolorów nałożone na siebie. Sztuka... 
-Ciociu...- zagadnęłam ją, gdy siedziałyśmy przy stole. 
-Tak?- oderwała wzrok od talerza.
-Znasz tego młodego chłopaka, który mieszka dwa numery dalej?- chciałam dowiedzieć się czy wie coś o tym nastolatku.
-Przystojniaczek z niego, co?- mrugnęła do mnie.
Wywróciłam oczami, lecz nie mogłam zaprzeczyć temu co powiedziała.
-To jest gwiazda!- poinformowałam ją.
-Na jaką skalę?- zapytała niezbyt przejęta moimi słowami.
-Międzynarodową!- prawie krzyknęłam.
-Spokojnie, coś się wymyśli.
-O czym mówisz?- spojrzałam na nią podejrzliwie, a ona tylko pokręciła głową i wciąż się uśmiechając zmieniła temat.

***

     -Do zobaczenia- cmoknęłam ciotkę w policzek.
-Wpadnij do mnie jeszcze kiedyś- machała mi stojąc w progu.
-Wpadnę, wpadnę- zapewniłam.
Powoli szłam chodnikiem w stronę swojego mieszkania. Rozkoszowałam się ciepłym wieczorem, choć nie przez długą chwilę. Nie minęły nawet dwie minuty, kiedy usłyszałam czyjś krzyk, ale nie taki, którego należałoby się wystraszyć. Ktoś mnie wołał, lecz nie po imieniu. Zdziwiona zatrzymałam się, a potem odwróciłam. Zobaczyłam biegnącego w moją stronę Liam'a.
-Poczekaj!-stanął obok mnie i wesoło się uśmiechnął.- Cześć.
-Cześć- odpowiedziałam mu tym samym.
-Czekam na ciebie już dłuższą chwilę- odetchnął z ulgą.
Miałam zamiar coś powiedzieć, ale chyba byłam na to zbyt zszokowana.
-Miałem nadzieję, że posiedzisz ze mną- speszył się trochę, ale nie odwrócił wzroku.
-Teraz nie mogę odmówić- zachichotałam.
-Jestem Liam- podał mi rękę.
Uścisnęłam ją i wypowiedziałam swoje imię. Siedliśmy na schodach przed drzwiami prowadzącymi do jego mieszkania. Liam podał mi szklankę z wiśniowym sokiem, która stała na stoliku na werandzie. Odpędzałam od siebie myśli, że rozmawiam ze sławnym piosenkarzem. 
-Nie mogę uwierzyć, że chciało ci się na mnie czekać- pokiwałam głową z niedowierzaniem.
-Uwierz mi, było warto- ukazał rząd białych zębów, niezwykle mnie tym zawstydzając.
Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
-Widzę, że ci smakuje- powiedział jakby nigdy nic.
Zauważyłam, że szklanka, którą trzymałam w dłoniach jest praktycznie pusta. Chyba wypiłam to z nerwów i wstydu, ale... Rzeczywiście mi smakowało, więc pokiwałam twierdząco głową.
-Moja babcia je robi- zaśmiał się.
-Moja też- wywróciłam oczami.- Mam w domu pełno słoików. 
-Pamiętam jak byłem mały... Wszedłem do spiżarni i przez przypadek zrzuciłem półkę! Byłem cały w kompotach i dżemach- zaczął się głośno śmiać, a ja poszłam w jego ślady.
I tak zaczęła się nasza rozmowa o... Wszystkim. Opowiadaliśmy sobie zabawne historie z dzieciństwa. Potem czasy kiedy wchodziliśmy w okres młodzieńczy, pierwsze przewinienia, jakieś objawy buntu. Opowiedział mi nawet o pięknej dziewczynie w której się zakochał mając piętnaście lat. Nie za bardzo wiedział jak się zabrać do wyznania uczuć, dlatego napisał o niej piosenkę. Gdy nastolatka ją usłyszała, zgodziła się na jego prośbę, a już następnego dnia odprawiła go z kwitkiem tłumacząc, że nie jest dla niej dość dobry. Ciekawe co powiedziałaby dzisiaj. Ile by dała, żeby z nim być... Tak od słowa do słowa przegadaliśmy kilka kolejnych godzin, a w tym czasie zdążyliśmy się trochę poznać. Wydawało mi się, że Liam jest bardzo miły, może aż nadto, przez co zdarza mu się być naiwnym. Jest też zabawny, a przede wszystkim ambitny. Kiedy mówił o swoim zespole słychać było w jego głosie dumę z tego co osiągnął wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nie skupialiśmy się jednak na jego karierze. Woleliśmy rozmawiać o nas. O tym jak było i jak chcemy by było.
-I wtedy postanowili się rozwieść. Długo ciągali się po sądach, aż w końcu ojciec wyjechał do Irlandii, a ja zostałam z mamą tutaj- westchnęłam.
-Jesteś z tego zadowolona?- spytał czule.
-Tak... Z nim nie spędzałam zbyt wiele czasu- wzruszyłam ramionami.
Przez chwilę panowała zupełna cisza. Wiatr był coraz silniejszy, a mi było coraz zimniej. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć w niebo, które rozbłysło milionem gwiazd.
-Dawno nie było takiego nieba w Londynie- stwierdziłam.
-Teraz jest pięknie...
Nagle poczułam silniejszy powiew chłodnego powietrza. Zatrzęsłam się, a na moich nogach pojawiła się gęsia skórka. Przejechałam dłońmi po ramionach próbując się nieco ogrzać. 
-Och! Zimno ci?- chłopak zajrzał mi w oczy.
Nie musiałam nawet odpowiadać, a on zdjął błękitną bluzę i nałożył na moje ramiona.
-Teraz powinno być lepiej- uśmiechnął się.
W podzięce wykonałam ten sam gest, a potem oparłam głowę na jego ramieniu.

***

     -Słońce, co powiesz na to, żeby ze mną trochę pomalować?- [I.C] klasnęła w dłonie.
Wstała z kanapy, złapała mnie za ręce i siłą z niej ściągnęła. 
-Pokażę ci moją pracownię. Jeszcze cię tam nie było, a jest naprawdę wspaniała!- zachwyciłam się.
Mogła godzinami gadać o wytworach swojej wyobraźni potocznie nazywanych sztuką. Po chwili znalazłam się w dużym pomieszczeniu z białymi ścianami gdzieniegdzie pobrudzonymi farbami. Na środku stało kilka sztalug, a na podłodze leżały puste lub zapełnione płótna. W rogu stał ogromny, drewniany regał na którym stały puszki farb, te w tubkach i palety,  a w kubeczkach różne pędzle. I chociaż nie podobały mi się jej rysunki rozwieszone w całym domu, to pomieszczenie naprawdę mi zaimponowało. 
-To co? Pobawisz się troszkę!- podała mi przybrudzony fartuszek i kazała wybrać pędzle i kolory, których chcę użyć. 
Na dwóch sztalugach ułożyła dwa czyste płótna.
-Ty też malujesz?- zapytałam.
Nie doczekałam odpowiedzi, bo obie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Kobieta stojąca przede mną spojrzała na zegarek, który zawsze nosi na ręce.
-Punktualnie!- puściła mi oczko i pobiegła do drzwi.
Stałam tam zachodząc w głowę cóż ona mogła wymyślić. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie, że ujrzę w progu...
-Liam?!- byłam zupełnie zaskoczona jego obecnością, zresztą nie po raz pierwszy.
-[T.I]!- zareagował podobnie.- Cześć- podszedł bliżej i lekko mnie objął.
-Co ty tu robisz?- zapytałam uśmiechnięta.
-Ostatnimi czasy trochę mi się nudziło, a twoja ciocia zgodziła się udostępnić mi swój sprzęt. Nie wiedziałem, że tu będziesz- tłumaczył. 
-Ja też nie... No, ale ubieraj się w fartuszek- podałam mu cienki materiał.
-Ja mam to założyć?- roześmiał się.- I co dalej?- zawiązał ostatni sznurek. 
-Farby...- zaczęłam grzebać w szafce.
Podałam mu kilka tubek. 
-I bierzemy się do roboty!- rozkazałam i umoczyłam pędzel w żółtej farbce.
-Co malujesz?- zapytał Liam zaglądając przez moje ramię.
-Na razie słoneczko, a ty?
-Planuję morze, ale...- kątem oka zauważyłam, że się uśmiecha. 
Rozmowa mijała nam na wymianie swoich poglądów o kolorach i innych połączeniach z naszej twórczości, co ograniczało się do rysunków szkolnych. 
-Śmiesznie tak wyglądasz- rzucił nagle.
-Jak?- przeniosłam wzrok na jego osobę.
-O tak...- wystawił język udając skupienie, a widząc moją minę zaśmiał się głośno.
-Nie daruję ci tego!- pisnęłam.
Wsadziłam pędzel w jakąkolwiek farbę i machnęłam nim w stronę Payne'a. Na jego ramieniu pojawiła się wielka, jasnozielona plama. Zaśmiałam się krótko i zaraz zasłoniłam usta dłonią.
-[T.I]!- krzyknął rozbawiony.- Jak mogłaś?- i po chwili moje spodnie były w części czerwone. 
Liam zaczął przede mną uciekać, lecz na niewiele mu się to zdało. Sekundę później jego włosy i prawy policzek były niebieskie, a na moich plecach powstał wielki, pomarańczowy kleks. 
-Złapiesz mnie?- odwrócił się przodem do mnie, a ja biegiem ruszyłam w jego stronę. Po drodze nie zwróciłam uwagi na jednolitą kałużę gęstej farby. Poślizgnęłam się i wpadłam na Liam'a, który runął na ziemię. Jak się okazało, on wcale nie był zły. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się i złapał mnie za biodra. 
-Wiesz, że wcale nie umiem malować?- spytał.
-Jak to?
-Wszystko było ustawione, żebym znów mógł się spotkać- uśmiechnął się pewnie, lecz jego policzki lekko się zaróżowiły. 
Wtedy zrozumiałam co oznaczał każdy głupi uśmieszek mojej ciotki.
-Przebiegłe lisy- szepnęłam i nachyliłam się, bym mogła go pocałować.
Chłopak bez sprzeciwu oddał pocałunek. Oderwał się ode mnie i spojrzał w górę.
-Co namalowałaś?- popatrzył na moje dzieło.
Obróciłam się i położyłam obok Liam'a. Zielona trawka i niewielki budynek z czerwonym dachem i fioletowym kominem. Całość wyglądała jak rysunek czterolatka. 
-Nasz dom- stwierdziłam z dumą.
-Ale taki krzywy?- zarechotał.
-Ej!- podniosłam się, by chwycić kolejną porcję farbki i cisnąć nią w stronę Liam'a, a już po chwili na nowo się ganialiśmy po całym pokoju.
Nasze wspólne życie zaczęło się kolorowo... I oby nie znikło prędko jak tęcza, gdy zajdzie słońce. Chcę, żeby nasze kolory trwały nawet w najciemniejszych chwilach, żebyśmy się nie pogubili i nie zszarzali. I wypełniali puste przestrzenie w nas, jak wypełniamy płótno pociągnięciami pędzla. Niech nasze życie będzie najpiękniejszym obrazem.

"Panoramę życia tworzą wszyscy. Barw jej przydają niektórzy"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Była mała przerwa, ale wreszcie "spięłam dupę" i coś jest. Nie miałam ani czasu, ani ochoty. W nowy rok wparowałam jako wielki bałagan i kłębek nerwów. Dużo problemów, a brak postów na blogu był dla mnie jednym z mniejszych. Postaram się dodawać już systematycznie jak wcześniej, ale rozumiecie :) Życzcie mi powodzenia! Trzymajcie się!
Cytat: Henryk Haufa